Do widzenia dzieciaki!
Do widzenia dzieciaki!
autorem artykułu jest Ryszard Makowski
Do widzenia dzieciaki
(O pomysłowym Mikołaju z poprawczaka)
Chłopaki z poprawczaka mają często bardzo ciekawe pomysły, maja swój złodziejski honor i mają też - szeroki gest.
Było to w pierwszych latach istnienia Zakładu Poprawczego w Laskowcu. Pracowałem wtedy jako młody wychowawca na jednej z grup. Dzięki wspanialej osobowości naszego pierwszego dyrektora Janusza Dziedzica i pełnych zapału, ówczesnych pracowników, atmosfera wychowawcza w naszym zakładzie była wręcz znakomita. Sen z powiek spędzały nam jednak ucieczki, które się przecież w tego typu placówkach wszędzie zdarzają i za które, główny ich winowajca, czyli najczęściej - właśnie młody wychowawca - ponosi zwykle surowe konsekwencje. Wychowankowie o tym wiedzieli i mimo swych naturalnych ciągot do tzw. "wolności" (czytaj - swawoli) często się jednak zastanawiali nad tym - czy, jak i komu uciec. Czasem wręcz obiecali, ze np. "panu to ja nigdy nie ucieknę” albo:, „ jeśli mi pan zaufa i puści mnie teraz do sklepu - to na pewno wrócę, bo nie chce, aby przeze mnie miał pan wychowawca jakieś przykrości". Był to bardzo cenny przejaw jakiegoś "zakładowego honoru” i wzajemnej życzliwości. Mimo tak honorowej postawy wielu naszych wychowanków, zdarzali się oczywiście i tacy, zwłaszcza „świeżacy" albo tzw. ”zakładowe łajzy", którym było wszystko jedno - komu i jak uciekną, byle tylko uciec i nie dąć się szybko złapać. Nie byli oni jednak lubiani ani przez pracowników ani przez samych wychowanków, nie mieli wiec żadnego istotnego wpływu na ówczesną, znakomitą, jak już zaznaczyłem, atmosferę naszej placówki. Myślę, ze dzięki tej atmosferze właśnie, nasi ówcześni wychowankowie, postanowili z własnej inicjatywy i samodzielnie zorganizować zabawę choinkowa dla dzieci pracowników z naszego zakładu. Trzeba przyznać, ze zrobili to bardzo pomysłowo i naprawdę dobrze. Najpierw była potańcówka, przeplatana różnymi śmiesznymi konkursami potem poczęstunek - napoje, ciastka, słodycze. No i główna atrakcja tej imprezy - kulig na saneczkach po pobliskim lesie, zakończony wspaniałym ogniskiem z różnymi atrakcjami. W pewnym momencie, ku zaskoczeniu nasz wszystkich, z głębi lasu, na pięknym (pożyczonym z wioski) koniu, wyjechał prawdziwy Mikołaj. Ubrany był on oczywiście w czerwony (tez pożyczony) strój biskupa, w jednym ręku trzymał cugle, a w drugim wielki pastorał. Do konia przytroczone były pękate wory, w których oczywiście były - świąteczne prezenty. Dzieciaki i my wszyscy przywitaliśmy Mikołaja gromkimi oklaskami, a on wkrótce zaczął rozdawać dzieciom podarki. Po skończeniu tej zaszczytnej swojej misji - wygłosił uroczysta przemowę, w której mocno podkreślił, ze maja się dobrze uczyć, zawsze słuchać rodziców i swoich nauczycieli, a wtedy na pewno nie trafia tu, czyli... do poprawczaka. W końcu - powiedział z żalem : "a teraz Mikołaj musi się już z wami pożegnać - czeka go jeszcze długa, długa droga - do widzenia dzieciaki, do widzenia...” Wszyscy wraz z dyrektorem, pomachaliśmy rękoma sympatycznemu Mikołajowi, a on także nam machając, powoli odjechał na swym gniadym koniu w tzw. sina dal. Koń niebawem wrócił, z przytroczonym do grzbietu pastorałem i kompletnym strojem Mikołaja, a Jacka, który tak znakomicie odegrał ta zaszczytna role - nie ma do dziś. Podobno ukrywał się gdzieś, początkowo pośród Cyganów (był do nich bardzo podobny), a potem jeździł po Polsce, pracując w różnych tzw. wesołych miasteczkach, co dla mnie nie jest wcale dziwne - gdyż naprawdę bardzo lubił dzieci.
Gdyby go kiedyś złapano i dowieziono do naszego zakładu - ja osobiście wcale bym go za ta ucieczkę nie karał. Przeciwnie- pogratulowałbym mu świetnego pomysłu. A swoja droga to - konia odesłał, pożyczony od księdza strój - także honorowo zwrócił - jest tylko pytanie: czy i komu - on naprawdę uciekł? Przecież szczerze zameldował dyrektorowi i swoim przełożonym, ze oto udaje się w długą drogę, grzecznie powiedział nam do widzenia, a my wszyscy, wraz z dyrektorem, na pożegnanie pomachaliśmy mu nawet ręką.
Nie wiem gdzie teraz jesteś -Jacku, nie wiem, co się z tobą dzieje, czy masz żonę i ile masz dzieci? Było w tobie zawsze, nie tylko wiele sprytu, ale także i dobra. Sam nie miałeś nigdy prawdziwego dzieciństwa, ale zawsze szczerze lubiłeś dzieci... i one ciebie tez. Nawet swoja ucieczkę zorganizowałeś tak, aby dzieciaki mieli radochę, pracownicy - wielce zadziwione miny... i aby nikt za to nie musiał ponosić, żadnych służbowych sankcji. Był to prawdziwy majstersztyk! Ja zawsze będę cię milo wspominał Jacku, chociaż byłeś jednym z tych nielicznych wychowanków, którzy położyli mnie kiedyś "na rękę”, z czego oczywiście nie mogłem być wtedy zadowolony...No a potem? Potem - to odjechałeś właśnie, na wypożyczonym koniu, jako ten Święty Mikołaj, do "swojej wymarzonej Laponii", pozbawiając mnie szansy na szybki i ambitny rewanż, a ja wraz z innymi pomachałem ci tylko ręką i tez powiedziałem - do widzenia.
________________________________________
Dodaj komentarz, wszystkich (0):
--
Ryszard Makowski
Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl
Zobacz takze:
Badanie USG w Łodzi
Szkodliwe oprogramowanie komputerowe
Najważniejsza zasada oszczędzania pieniędzy
Patrz na jasną stronę życia.
Moda na coaching w firmach